- Lubię cię i to bardzo,
uwielbiam spędzać z tobą czas, ale ja nie kocham... powinieneś
wiedzieć od początku jaka ja jestem – powiedziałam.
- To nie prawda, wiem, ze
mnie kochasz. Bo po co było by to wszystko, te razem spędzony
chwilę, byłaś szczęśliwa... - desperacja wdarła się do jego
przemowy.
- Nigdy nie było mowy o
prawdziwym związku. -
- Prawdziwym? - Zmarszczył
brwi.
- jesteśmy razem bo tak
jest fajnie i wygodnie, między nami super układa się w łóżku,
myślałam że to oczywiste, że nic więcej z tego nie będzie –
wyjaśniłam.
- Jesteś ze mną tylko
dlatego, że jest ci wygodnie i lubisz seks? - zadał pytanie
retoryczne. - Nie, dla mnie nie było to takie oczywiste. Myślałem
że jednak odwzajemniasz moje uczucia, że zostawiłaś w tyle
puszczanie się i narkotyki. Miałem nadzieje, że uda nam się, że
pomogę rzucić ci te wszystkie uzależnienia i odciąć się od tego
życia, żeby dawna Sel wróciła. Ale tobie nie da się pomóc.
Jesteś zwykłą dziwką i narkomanką nie obchodzi cię nic więcej
niż ty sama i żeby tobie było dobrze. Po co było to wszystko,
żebyś mogła mnie zniszczyć i złamać mi serce. - Krzyknął. -
Udało ci się, jesteś zadowolona – powiedział już cicho. W
moich oczach zebrały się łzy.
On ma racje, pozostałam
cicho, bo temu nie da się zaprzeczyć.
- Wyjdź – warknął po
chwili.
- Co?... -
- Powiedziałem, żebyś
wyszła – powtórzył. Zrobiłam krok w jego stronę, ale się
odwrócił ode mnie. Ręką zaczął szarpać się za włosy.
Zaczęłam podnosić rękę by go dotknąć, ale opuściłam ją, to
bez sensu. Skrzywdziłam go, ale ja krzywdzę wszystkich po kolei,
najwidoczniej mam to we krwi. Wybiegłam z pokoju, próbując
zatrzymać łzy. Zabrałam po drodze swoją torbę i założyłam
buty po czym wybiegłam z domu wprost w burzę. Wystarczyła chwila
bym była cała mokra. W połowie podwórka Nialla, potknęłam się
i przewróciłam na kolana, wpadając prosto w błoto. Rozbryzgało
się na wszystkie strony, ochlapując mnie całą, ale mam to gdzieś.
Zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać. Nie mam siły się
podnieść i iść dalej.
Chyba właśnie zrobiłam
najgłupszą rzecz w swoim życiu.
Ale jestem zbyt słaba by
to naprawić.
Czemu płaczę? Przecież
to wszystko moja wina, wszystko zepsułam ja, powiedziałam mu, że
go nie kocham, więc dlaczego czuje się jakbym miała umrzeć. Tak
cholernie nie rozumiem swoich uczuć.
Zniszczyłam się.
Niall ma racje mnie już
nie da się uratować. Już od dawna się nie da.
Nie wiem ile już klęczę
w tym błocie, ale zaczęły przechodzić mnie dreszcze, jest
cholernie zimno. Ale dobrze zasługuje na ból.
Dławię się własnymi
łzami i ledwo łapię oddech. Krew buzuje mi jak nigdy.
Potrzebuje...
Co jest?! Całe moje ciało
się spięło gdy poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Szybko
podniosłam głowę i zobaczyłam Nialla. Przez moje ciało przeszła
fala ulgi. Szybko podniosłam się z ziemi i mocno się do niego
przytuliłam. Jednak nie odwzajemnił mi tego, stał sztywny i spięty
z rękoma opadniętymi wzdłuż jego ciała. Powoli się od niego
odsunęłam. Spróbowałam spojrzeć mu w oczy, ale unikał mojego
wzroku.
- Zmarzłaś –
stwierdził – Tą ostatnią noc, spędzisz u mnie, niebezpiecznie
jest chodzić w burzę, ale jutro, nie chcę cię już widzieć –
powiedział oschle, odwrócił się i zaczął wracać do domu.
Ruszyłam za nim, wycierając łzy z policzków, choć cały czas
napływały nowe. Czego ja się spodziewałam, że wszystko będzie w
porządku? Weszłam za nim do środka. Nie wiedziałam czy mam za nim
iść czy nie, więc zostałam w salonie, gdy on zniknął u siebie w
pokoju. Po chwili wrócił trzymając koszulkę i spodnie.
- Masz, weź prysznic bo
jesteś cała w błocie. -
- Niall... - sama nie wiem
co chciałam powiedzieć.
- Możesz przespać się w
pokoju gościnnym. - Odwrócił się i odszedł zostawiając mnie
samą. Po chwili ruszyłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Jestem
przemoczona i cała w błocie, makijaż rozmazał mi się na twarzy,
zostawiając okropne smugi. Zdjęłam z siebie ciuchy i wrzuciłam do
pralki, sama natomiast weszłam pod prysznic i zaczęłam się myć.
Gdy skończyłam, ubrałam to co dał mi Niall. W drodze do pokoju
gościnnego, zatrzymałam się przed pokojem Nialla. Sama nie wiedząc
co chcę zrobić.
Dał mi jasno do
zrozumienia, że nie chcę mnie widzieć. Jak najszybciej odsunęłam
się od drzwi. Szybko znalazłam się w łózko, przytulając do
kołdry i mocząc poduszkę.
Mam nadzieje, że mi
kiedyś wybaczy.
Rano*
Zostawiłam ubranie Nialla
na pralce i założyłam swoje, które zdążyło uprać się i
wyschnąć w nocy. Wyszłam z łazienki rozglądając się na
wszystkie strony. Jestem w tym miejscu ostatni raz.
Jest dopiero piąta rano
więc Niall jeszcze śpi. Po cichu weszłam do jego sypialni i
zobaczyłam go rozłożonego na łóżku. Wygląda tak spokojnie.
Podeszłam do niego i uklękłam przy łóżku.
- Wybacz, że jestem zbyt
wielkim tchórzem by cię pokochać – powiedziałam, chociaż
dobrze wiem, że nie słyszy. - Ze jestem zbyt wielkim tchórzem,
żeby przyjąć do świadomości to że już od dawna cię kocham.
Poczułam łzy na policzkach, więc szybko je wytarłam. Wyjęłam z
torby bransoletkę, którą dał mi na samym początku naszej
znajomości, było to tak dano temu. To zwykła bransoletka
składająca się z plastikowych i kolorowych koralików. Kupił
wtedy cukierki z prezentem w środku, a prezentem była właśnie
bransoletka. Dla innych jest to gówniane, ale dla mnie ma ogromną
wartość sentymentalna. Położyłam ją na jego szafce nocnej. Nie
powinnam jej dłużej mieć.
- Żegnaj i wybacz –
powiedziałam i pocałowałam go w czoło po czym zniknęłam z jego
domu.
Oczami Nialla*
Powoli otworzyłem oczy.
Czuje się strasznie, pierwsze co to od razu zaczęły do mnie
napływać myśli z wczoraj. Podniosłem się z łóżka i usiadłem
na nim nogi opuszczając na ziemię. Przetarłem twarz dłońmi i
sięgnąłem na stolik nocny po telefon. Po chwili zobaczyłem na nim
kolorową bransoletkę. Podniosłem ją. Skąd ona się wzięła?
Przed moimi oczami pojawiły się pierwsze momenty mieszkania z Sel.
No tak dałem to jej, myślałem że dawno to wyrzuciła, przecież
to jest beznadziejne. W moich oczach pojawiły się łzy, a jednak
trzymała to przez tak długi czas.
- Kurwa mać! - Krzyknąłem i
opadłem na łóżko. Czemu do cholery ona jest taka trudna.
Oczami Sel* Dwa dni
później*
Cała mokra przez ulewę,
weszłam do obskurnego budynku. O cholera jak zimno. Schodami
pobiegłam na górę, to tam najprawdopodobniej znajdę Martina i
resztę. Na samej górze poczułam zapach zioła, alkoholu i jeszcze
jakiś dziwny odór. Weszłam do pokoju i zobaczyłam Martina
leżącego na podłodze, Jest cały sztywny i nie widać by w ogóle
oddychał. Przyłożyłam rękę do ust by nie krzyczeć.
Przełknęłam ślinę i szybko do niego podbiegłam, upadłam na
kolana i spojrzałam na jego twarz. Ma szeroko otwarte oczy i patrzy
w przestrzeń. W moich oczach pojawiły się łzy.
Złapałam go za dłoń,
która jest strasznie zimna. Zaczęłam płakać.
- Martin coś ty narobił?
- zapytałam szeptem. Przytuliłam policzek do jego dłoni i łkałam
dopóki nie zabrakło mi łez.
Odsunęłam się od ciała
Martina i wyjęłam telefon. Wybrałam numer na policję. Muszę to
zgłosić, nawet jeśli się wyda, że bawimy się w narkotyki...
Tylko, że to nie jest już zabawa...
- Halo - Usłyszałam
kobiecy głos.
- M-mój przyj-jaciel,
on-n nie ż-żyje – Jąkałam się i mówiłam przez łzy to cud,
że babka mnie zrozumiała.
- Przyjęłam gdzie pani
teraz jest? - Podałam jej adres, zapytała także o moje dane i
takie tam. Opowiedziała, że niedługo ktoś będzie na miejscu i
żebym nigdzie się nie oddalała. Rozłączyła się, a ja rzuciłam
telefonem o ziemie, krzycząc.
Moje życie to jedne
wielkie bagno!
Piętnaście minut później
do pokoju weszła policja. Siedziałam na ziemi opierając się o
ścianę i i patrząc tępą w przestrzeń. Jeden z funkcjonariuszy
podszedł do mnie.
- Dobry wieczór pani...
Selena Green? - spytał. Kiwnęłam głową. - Muszę zadać pani
kilka pytań – Znów tylko kiwnęłam głową nawet na niego nie
patrząc i nie słuchając go.
- Czy moglibyśmy
przenieść się na kanapę, tam będzie wygodniej niż na ziemi –
spytał. Przeniosłam na niego wzrok pełen łez, strachu i bólu.
Zaczęłam się powoli podnosić z ziemi, Złapał mnie za ramię i
pomógł wstać. Tępo ruszyłam w stronę kanapy, rzuciłam
spojrzenie na ludzi kręcących się wokół Martina. Usiadłam na
kanapie, obok mnie usiadł policjant.
- Nazywam się Robert mon
– przedstawił się. Ma dziwne nazwisko. - To pani zadzwoniła na
komisariat? - Przytaknęłam. - Jak pani się tu znalazła? - Przez
chwilę siedziałam cicho.
- To takie nasze miejsce
spotkań, ze znajomymi. Miałam nadzieje, ze jak zwykle będą tu
siedzieć, więc przyszłam. - Mój głos jest cichy i ochrypły.
- Jak nazywa się pani
przyjaciel? -
- Martin Stock. - Gdy ja
mówiłam on cały czas pisał coś w tym swoim notesie. To
denerwujące.
- Co pani zrobiła jak
znalazła ciało? -
- Uklękłam nad nim i
zaczęłam płakać dopiero potem zadzwoniłam do was. -
- Jakie stosunki miała
pani z ofiarą? - Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Był moim przyjacielem,
co to w ogóle ma do rzeczy – warknęłam.
- Ekhm.. Nic –
odchrząknął.
- Czy ma pani jakieś
pomysły co do tego jak zginął? - spytał. Spuściłam wzrok. -
Panno Green? - dopytuje gdy nie odpowiadał. W tej samej chwili
podszedł do nas jakiś facet w białych rękawiczkach.
- Panie moon, możemy
stwierdzić, że chłopak umarł z przedawkowania. Nie jesteśmy
pewni, ale leży tu już pewnie od jakiś dwóch dni, większą
pewność będziemy mieli po sekcji zwłok – powiedział.
- Dziękuje –
powiedział.
Leży tu już od dwóch
dni??!
- Panno Green, czy
wiedziałaś, że pani przyjaciel bierze narkotyki? - spytał, ale ja
już dawno byłam myślami gdzie indziej.
- Mogę już iść? -
spytała.
- W połowie
przesłuchania? - spytał zaskoczony.
- Tak, chcę już iść –
powtórzyłam twardo.
- Rozumiem, że jest ci
ciężko, ale... -
- Nie, nie rozumie pan –
powiedziałam.
- Nie mogę cie teraz
puścić – powiedział. A pd kiedy to jesteśmy na ty.
- Dlaczego nie? - spytałam
wkurzona.
- takie są procedury –
wyjaśnił.
- Mam gdzieś te procedury
– krzyknęłam. Pan Mon już nie miał takiej miłej miny jak przed
chwilą.
- Panie mon? - Jakaś
policjantka go zawołała.
- Zostań tutaj i zaczekaj
na mnie. - Gdy tylko się odwrócił i odszedł kawałek, jak
najszybciej ruszyłam do wyjścia. Na skodach zaczęłam biec i
biegłam dopóki nie byłam daleko od tego miejsca.
Pół godziny później*
Z całej siły zapukałam
do drewnianych drzwi, należących do małego domku. Zero odpowiedzi,
więc zapukałam jeszcze raz, aż w końcu drzwi się uchyliły.
- Selena? Co ty tu robisz?
- spytała Alex. Wyglądała jakby nie spała od wielu dni i cały
czas płakała.
- Jak mogliście to
zrobić? - zapytałam wkładając w to jak najwięcej żalu,
rozczarowania i wszystkiego co może zadać jej ból. W jej oczach
pojawiły się łzy.
- Co mieliśmy zrobić nie
patrz tak na mnie, wystraszyliśmy się, nawet nie wiesz jak żałujemy
– powiedziała łkając.
- Żałujecie?! On przez
was nie żyje, rozumiesz nie żyje – krzyknęłam i ja popchnęłam
ją waląc rękoma o jej klatkę piersiową. Zachwiała się i prawie
przewróciła, ale w ostatniej chwili utrzymała się na nogach.
Weszłam do środka jej małego domku. Patrzyła na mnie
przestraszona i zaskoczona, jakby nie spodziewała się, że mogę to
zrobić. Obok niej pojawił się Milo.
- Sel co ty wyprawiasz? -
spytał. Widać po nim zmęczenie.
- Co ja wyprawiam
mogliście go uratować, ale woleliście stchórzyć i uciec, to
wszystko wasza wina – krzyknęłam. W oczach Alex rozpalił się
ogień.
- Myślisz, że to tylko
nasza wina?! Przez ciebie był nieszczęśliwy to przez ciebie
przedawkował, a to tylko dlatego, że wolałaś jakiegoś bogatego
chłoptasia - krzyknęła.
- Nie mieszaj w to Nialla
– warknęłam.
- Powiedział, że woli
umrzeć niż patrzeć jak układasz sobie życie z innym facetem.
Gdybyś tylko widziała, że on cie kocha nigdy by do tego nie
doszło. On cały czas miał nadzieje, a przez ciebie ona w nim
zgasła razem z życiem . - Nie mogąc jej słuchać rzuciłam się
na nią i zaczęłam walić po twarzy.
- Nie prawda, to wy przy
nim byliście powinniście mu pomóc zadzwonić do szpitala, wtedy by
przeżył... -
Zaczęłyśmy się bić,
nasze krzyki zaczęły robić się niewyraźnie i bez sensu.
W końcu Milo odciągnął
nas od siebie.
- Uspokójcie się do
cholery – warknął. - Nie cofniemy czasu, wszyscy jesteśmy tu
winni. -
Wytarłam ręką coś
ciepłego i lepkiego spływającego mi po brodzie. To krew.
- Już mi go tak bardzo
brakuje – psiknęłam zaczynając płakać.
- Mi też – przytaknęła
Alex i razem ze mną zaczęła płakać. Po chwili już płakałyśmy
w swoich objęciach.
- Przepraszam – załkała
Alex.
- Ja też cię
przepraszam. -
- Co zrobiłaś, jak go
znalazłaś? - spytał Milo.
- Zadzwoniłam na policje
– powiedziałam. Przytaknął ze zrozumieniem.
- Mówiłaś im coś o
nas? - dopytuje. Pokręciłam głową.
- Uciekłam stamtąd. -
- Musimy przyjąć to na
klatę, nie patrząc na konsekwencje – powiedział. - Martin nie
żyje już nigdy nie będzie tak samo. -
- Co z Violet? - spytałam.
- Wyjechała na kilka dni
– powiedziała Alex.
- To dobrze –
stwierdziłam.
Resztę nocy przegadaliśmy
obmyślając nad tym co zrobimy. Skończyło się na tym, że musimy
z tym skończyć raz na zawsze i tak na serio. Musimy jakoś uczcić
śmierć Martina, on by nie chciał, żebyśmy się przez to poddali
i zniszczyli się tak samo jak on. Jak zgłosi się po nas policja to
opowiemy im całą prawdę. Tak będzie najlepiej.
Rano obudziłam się cała
niewyspana, zasnęłam w ubraniach co jest strasznie nie wygodnie.
Nadal mam na sobie rzeczy, w których opuściłam dom Nialla.
Wyglądam jak bezdomna. Jestem cała brudna, a ciuchy w niektórych
miejscach się podały. Mam też na sobie zaschłą krew po walce z
Alex i muszę przyznać, że ma parę bo nieźle mnie obiła.
Wstałam z kanapy w domku
Alex. Ona razem z Milo śpią u niego w sypialni. Nie żegnając się
z nimi wyszłam z domu. Nie pada dziś deszcz, ale i tak jest
chłodno. Kilkanaście minut później byłam w miejscu docelowym.
Mam nadzieje, że jest w domu. Założyłam kaptur podeszłam do
tylnej furtki otwierając ją kluczykiem, który kiedyś dał mi
Niall. Nie obchodziło mnie to, że stoi tu kilka fanek i z wielkim
zdziwieniem mi się przypatrują. No tak to musi być dziwne gdy
jakaś wyglądająca na bezdomną ma klucz od podwórka ich idola.
Szybko weszłam za płot i zamknęłam furtkę, za nim obudziły się
z transu i szoku. Przełknęłam ślinę i ruszyłam dalej ścieżką
póki nie znalazłam się przed drzwiami, niedaleko stał ochroniarz.
Dziwnie mi teraz bo to ten sam ochroniarz co wtedy gdy ostatni raz
widziałam Nialla, mógł to wszystko widzieć. Zarumieniłam się
lekko. Facet spojrzał na mnie po czym odszedł jak najdalej jakby
chciał dać mi i Niallowi więcej prywatności. Czy on czasem nie ma
obowiązku wyrzucić stąd nie proszonych gości?
Z wielką niepewnością
zadzwoniłam do drzwi. Serce bije mi jak szalone.
Po ja tu przychodziłam?
Nogi zrobiły mi się jak
z waty gdy zobaczyła, że otwierają się drzwi.
W przejściu ujrzałam
Nialla. Spojrzał na mnie bez uczuć.
- Co tutaj robisz? -
spytał. Wzięłam głęboki oddech.
- Wiem, że mnie
nienawidzisz i nie chcesz mnie słuchać, ale muszę ci to
powiedzieć. Po tym jak Harry mnie zranił, przyrzekłam sobie, że
nigdy więcej nie dam zrobić sobie krzywdy, a jedyny sposób, żeby
nie być krzywdzonym przez osobę, którą się kocha, nie zakochiwać
się. Właśnie to robiłam przez cały czas nie zważając na to, że
przez to ranię innych. Niestety przez ciebie złamałam to
postanowienie, zakochałam się w tobie. Pokochałam cię jak nigdy
jeszcze nikogo. Trudno mi nawet oddychać gdy nie ma cię w pobliżu.
Oszukiwałam ciebie i siebie mówiąc, że nic nie czuje, ale tak
naprawdę bałam się znowu ktoś mnie zrani, nie chciałam sobie
uświadomić, że cię kocham. Kocham cię od zawsze, ale byłam zbyt
głupia by to zauważyć. Przepraszam cię za wszystko co ci zrobiłam
i że przeze mnie jesteś nieszczęśliwy, ale błagam cię wybacz mi
i daj mi jeszcze jedną szansę – Skończyłam swój monolog mówiąc
szybko i nie składnie. Niall jednak dalej pozostawał cicho. Oparł
się o framugę i skrzyżował ręce na piersi. Przyglądał mi się
zimnym wzrokiem. Spuściłam wzrok. Ta cisza to wystarczająca
odpowiedz.\
- Okej rozumiem –
wymamrotałam. Odwróciłam się i zacząłem odchodzić. W oczach
pojawiły mi się łzy.
Porażka....
______________________________________________________________________________
Jedno słowo : ZJEBAŁAM